Star Wars: Rebelianci Wiki
Advertisement

Takie krótkie coś.

"Te­go, kto w dzieciństwie dos­tał zaszczepkę miłości w ser­cu, nig­dy zło w pełni nie zaślepi."


Gwarne miasto na Lothal, zazwyczaj tak wesołe i roześmiane, ten suchy, radosny wiatr chulający po straganach i goniący dzieci... dzisiaj wszystko było inaczej. Dzisiaj wybiła kolejna, okrutna rocznica nowej ery. Siódma, dla statków rzucających złowrogi cień, dla żołnierzy biorących blastery w dłonie za każdym razem, kiedy dziecko płakało za rodzicami, ktorych już nigdy nie zobaczy. I siódma rocznica dla małego, roztrzęsionego chłopca z granatowymi włosami, ktory piąstkami wycierał łzy z dziecięcej twarzy, przyglądając się jak statek odlatuje z jego rodzicami. Nigdy dotąd Lothal nie było dla niego tak strasznym miejscem, jak w tym momencie.

W dniu jego cholernych, siódmych urodzin.

W dniu Imperium.


Dziesięcioletni chłopiec z przydługimi włosami uciekał, skacząc po towarach na straganie, bięgnąc przed siebie i słysząc wrzaski sprzedawcy, który stracił większość owoców. Mały złodziej uśmiechnął się do siebie i wskoczył na wysoki murek, gdzie mężczyzna nie mógł wskoczyć, a jedynie grozić mu pięścią z ziemi i wyzywając go od bezczelnych szczeniaków. Dzieciak wyszczerzył zęby, wyjął owoc z torby i tryumfalnym krokiem zaczął iść po gzymsie, gryząc ze smakiem swoją zdobycz. Zszedł na krawędź dachu i zeskoczył miękko na ziemię, prawie się o coś potykając. Kątem oka zauważył, że to "coś" drgnęło. Zbliżył się do tego miejsca, a skulona postać zaczęła ściągać kaptur. Dziecko zobaczyło małą dziewczynkę z wielkimi, złotymi oczami tulącą do siebie, prawdopodobnie, siostrzyczkę. Młodsza dziewczynka wyciągnęła rękę ku owocu, ale natychmiast szybko ją cofnęła, kiedy przerażona siostra ją za nią pociągnęła. Chłopiec spojrzał na nie niepewnie. Wyglądały na nie więcej niż sześć, może siedem lat. Westchnął cicho, zbliżając się do nich.

-Nie bójcie się, nic wam nie zrobię. Macie, to dla was.- powiedział cicho, otwierając torbę i na wyciągniętej ręce ofiarując im jedzenie. Młodsza dziewczynka spojrzała na siostrę i kiedy zobaczyła niepewne skinienie głową, zgarnęła szybko owoce. Chłopiec uśmiechnął się łagodnie i wstał. Kiedy odwrócił się i chciał odejść, usłyszał cichutkie:

-Dziękujemy, przyjacielu.- odwrócił się, ale dziewczynek już tam nie było. Zamiast nich, pod ścianą leżała torba wypełniona owocami. Zdziwiony podszedł do niej i ją sprawdził. Wzruszył ramionami i założył torbę na ramię, nie zauważając dużego białego Lothalskiego kota, wpatrującego się w niego niebieskimi oczami, ukrywającego się w cieniu.

Grę czas zacząć.

Advertisement